Dzień w którym wszystko się zaczęło...

Było pogodne jesienne popołudnie (07.09.2016 r.), a ja jak zwykle gdy miesiączka nie chciała nadejść kupiłam test ciążowy. Nie było to nic nadzwyczajnego, ponieważ od zawsze moja gospodarka hormonalna działała według swojego własnego harmonogramu, do którego ja wglądu nie miałam. Tak czy inaczej była to stała procedura, którą powtarzałam wielokrotnie w ciągu ostatniego roku. A dlaczego tylko od roku? Ponieważ nasyciliśmy już swój egoizm i postanowiliśmy przestać się zabezpieczać. Co będzie to będzie - taka nasza mantra. Tak czy inaczej wszystkie poprzednie testy wychodziły negatywnie. Za każdym razem czułam napięcie i podniecenie czekając na wynik i nieco zawodu wymieszanego z ulgą gdy test wychodził negatywny. Tym razem jednak miało być inaczej. Patrzyłam na ten pasek z coraz większym zdziwieniem i szokiem. No kurczę, pojawiła się nie ta kreska co powinna! A zaraz potem druga! O matko! Ciąża!!! Moje pierwsze odczucie - strach. Co powie A.? Jak to wpłynie na jego i tak już nadwątlone zdrowie? Będę mamą?!  Gdy tak rozmyślałam w radio puścili piosenkę Zbigniewa Wodeckiego with Mitch&Mitch Posłuchaj mnie spokojnie. Rychło w czas! Popłakałam się dopiero przy słowach Jestem zbyt zmęczony...() To była chyba reakcja na to, że dotarło do mnie, że zabawa się skończyła... że czas dorosnąć, wyhodować dużą ilość odpowiedzialności. Znowu zaczęłam zadawać sobie milion pytań w stylu - Czy będę umiała dobrze wychować dziecko? Czy A. sobie poradzi, czy podoła fizycznie i psychicznie? A więc jednak nie jesteśmy bezpłodni! Tysiąc myśli na sekundę. No i tak siedziałam w kuchni i rozmyślałam, raz płacząc, raz się śmiejąc. Pal licho obiad... nie mogłam się skupić na tak przyziemnych wyzwaniach. A. wrócił z pracy i od razu gdy tylko zobaczył moja twarz, zapytał co się stało. Widać wyglądałam nieszczególnie. Wypaplałam mu się od razu, jakoś nie potrafiłam inaczej. A. zrobił największe duże oczy jakie tylko mógł. Do dziś pamiętam wyraz jego twarzy. Szok-zdziwienie-strach-radość. Dopiero po jakiejś godzince zaczęliśmy się tak prawdziwie cieszyć - pierwszy szok chyba minął.
Te wszystkie moje ówczesne obawy wydają się teraz takie śmieszne...

Komentarze